Kacper Ryx i Król Żebraków: Genialny plan Janki, czyli fabularny wstęp do gry

Kończyłem śniadanie, gdy do drzwi zapukał Szymon, dziesiętnik ze straży miejskiej. Ogarnąłem się szybko i żwawo ruszyliśmy ku rynkowi. Za bramą cmentarza przy farze Mariackiej skręciliśmy ku okazałej budzie, jednym bokiem przystawionej do muru cmentarnego, drugim do sąsiedniej kamienicy. Nikt by nie przypuścił, że ta niepozorna szopa to jeden z pałaców Króla Żebraków, wewnątrz luksusowo wyposażony i pilnie strzeżony. Lecz nie dziś. Dzisiaj to była trupiarnia. Sześciu wartowników zakłuto czystymi sztychami. Pozostałych żebraków otruto. Świadczyły o tym plamy na ciele.

– Kiedy to się stało? – po zdawkowym powitaniu spytałem dowódcę straży, hutmana Trojana.
– Ty nam to powiedz.
Oględziny wykazały, że domownicy nie żyli co najmniej od dziesięciu godzin, zatem zginęli tuż przed północą. Ktoś dolał szybko działającej trucizny wymieszanej z laudanum do trunków. Umarli zasypiając. Tylko jeden nieboszczyk miał ciężki i długi skon. Otrzymał bolesne pchnięcie w brzuch, gębę wykrzywił mu straszliwy grymas. Poznałem Kulasa, prawą rękę Króla Żebraków. Garbus vel Ślepiec spoczywał samotnie na pięterku, gdzie wdrapałem się za Trojanem.
Trup leżał na boku. Obróciliśmy zesztywniałe ciało na plecy.
– Pchnięto go puginałem albo rapierem – zauważyłem. – A potem ułożono ciało i zamknięto zmarłemu powieki. Morderca znał ofiarę i żywił do niej szacunek lub przynajmniej sympatię.
– Co tu się stało? – spytał hutman.
– To robota dwóch ludzi. Zabójca najpierw zlikwidował straże na zewnątrz, potem Garbusa, a na końcu zadźgał wspólnika, który wprzódy otruł pozostałych kompanów. Widać fachman od żelaza nie lubi zdrajców lub trucicieli. Albo jednych i drugich.
– Domyślasz się, kto zacz ów straszny człek?
– Jedno chirurgicznie precyzyjne pchnięcie w samo serce… Stawiam na Kettlera.
– Ki diabeł?
– Albinos i diabelnie skuteczny morderz do wynajęcia. Bardzo kosztowny.
– Któż wynajmowałby tak drogiego łotra dla zabicia byle żebraka? – zdumiał się Trojan.
Oświeciłem go, bo czułem przez skórę, że to dopiero początek prawdziwych kłopotów.
– Podobno Garbus to nie był byle żebrak, tylko sam Król Żebraków, hutmanie.
– Cóż… – mruknął zaskoczony dowódca straży. – To miło, że łotry mordują się wzajem.
– Nie wiem, czy się cieszyć – mruknąłem. – Garbus przynajmniej miał autorytet i trzymał swoich ludzi żelazną ręką. Pamiętam, że gdy byłem otrokiem, herszci poszczególnych zbójeckich ord toczyli wojnę o władzę w podziemnym mieście, a przy okazji ginęli niewinni obywatele. Na waszym miejscu, hutmanie, zainteresowałbym się, kto zapłacił Kettlerowi i czy aby nie grozi nam nowa wojna złoczyńców o sukcesję po Królu.

Awers - karta hersztów Rajfurka
Z tą konkluzją go zostawiłem. Po powrocie do domu zwierzyłem się Jance ze swoich obaw. Podzielała je i dlatego pozwoliła mi pójść na spotkanie z niejakim Swojakiem, o co poprosiły dwa znajome łotrzyki, Kubrak i Dziura, sieroty po Garbusie. Przebrałem się, założyłem perukę i opończę, wsadziłem pistolet z tyłu za pasek a nóż do cholewy buta i poszedłem do „Drzewianej Klety”, podłej spelunki sąsiadującej z kościołem świętego Idziego.
Nigdy nie widziałem Swojaka, słyszałem tylko o nim to i owo. Urodzony na krakowskim bruku bezwzględny zbir o zwierzęcej sile był ponoć niegłupi, niezwykle przebiegły i obdarzony szóstym zmysłem albo prawdziwie zwierzęcym instynktem pozwalającym mu wywęszyć każde niebezpieczeństwo. Pewnie dlatego Garbus namaścił go na swego następcę.
Siedzieli we trójkę w kącie i z początku mnie nie poznali, a potem rozdziawili gęby.
– Jakim cudem przeżyłeś? – spytałem Swojaka bez wstępów.
– Król coś przeczuwał, więc wysłał mnie na Kazimierz do Żyda zwanego Paserem. A teraz chcę pomścić Króla i kamratów. Pomożecie mi, panie? Przez wzgląd na Garbusa.
– Z zasady nie pomagam złoczyńcom. Ale mogę ocalić ci życie.
Pchnąłem go gwałtownie, aż spadł z ławy. Już dawno zauważyłem smagłego na gębie łotra, który łypał w naszą stronę. Ciśnięte żelazo o włos minęło padającego Swojaka i drgało teraz wbite nieszkodliwie w ścianę. Nie zastrzeliłem uciekającego skrytobójcy, gdyż bałem się kogoś postrzelić. Schowałem krócicę na swoje miejsce, chwyciłem oszołomionego Swojaka za kołnierz, dźwignąłem na ławę i spytałem:
– Ktoś wynajął nożownika. Sądząc z wyglądu Cygana. Przychodzi ci ktoś na myśl?
– Owszem. Koniokrad, który każe się nazywać Cygańskim Baronem. Zapłaci mi za zdradę – Swojak zgrzytnął zębami. – Ale on nie zlecił zabicia Króla, nie poważyłby się.
– Tedy kto?
Wzruszył ramionami.
– Może to ten Rajca? – nieśmiało wtrącił Dziura.
– Jaki Rajca? – zaciekawiłem się.
– Ee tam – Swojak machnął ręką lekceważąco. – Król powiedział kiedyś, że jest w radzie miejskiej ktoś, kto zaczyna go niepokoić, ale nigdy potem do tego nie wrócił, więc założyłem, że to jeno takie strachy na Lachy…
– Pójdę tym tropem – zadecydowałem – a wy jak najprędzej dostarczcie mi regestr tych, których podejrzewacie o chęć opanowania waszego podziemnego królestwa i zabicie Garbusa. W razie czego wiecie, gdzie mnie szukać.

Awers, rewers - karta akcji podstawowych
Dopiłem piwo i zostawiłem ich zafrasowanych. Mieli o czym dumać. Ja też, dlatego nazajutrz wybrałem się do ratusza. Hutman ratuszny mieszkał na piętrze. Przeszedłem sień i chciałem wstąpić na schody wiodące na górę, wtem na dole otworzyły się drzwi prowadzące do lochów i wyszli stamtąd kat Mateusz, podhutmani Matys Szarski i rajca Jan Grot. Rozmawiali półgłosem i wyglądało na to, że są w dobrej komitywie. Kiedy się rozstali, podając sobie dłonie, Grot podszedł do mnie.
– Dokąd to, Kacper? Jak zwykle do hutmana? Daremna fatyga. Stary znów uchlał się w trupa. Przestań stawiać na tego kulawego konia. On już się nie liczy.
– A kto teraz się liczy? Ty?
Na myląco szlachetne oblicze wypełzł mu paskudny krzywy uśmiech.
– Nigdy się nie lubiliśmy – stwierdził. – Ale to da się zmienić. Połączmy siły, zamiast się żreć, a miasto będzie nasze. Lecz jeśli wejdziesz mi w drogę, rozdepczę cię jak robaka.
– No to bacz, jak będziesz mnie deptał, żebyś nie stracił nogi. Albo czegoś więcej.
Skrzyżowaliśmy spojrzenia jak klingi, po czym z ociąganiem zrobił mi przejście. W powrotnej drodze porządkowałem w myślach wiedzę na temat Grota. Ponoć nie mogąc doczekać się radcostwa, pozorując wypadek zepchnął ojca ze schodów i wziął po nieboszczyku urząd. Chorował na władzę, ubierał się przesadnie modnie, u boku nosił kord, którym umiał się posługiwać, choć wolał się wyręczać najemnymi zbirami. Czy wspomniany przez Swojaka Rajca, to mógł być Grot? Chyba tak. Dawno temu jako przedmiot studiów wybrał prawo, lecz zawsze wolał działać lewem niż prawem. Czy tym razem też tak było?
Nagle stanąłem i udałem, że podziwiam towary w kramie żelaznym, bo oto, niczym galeon prujący morskie fale, dumnie roztrącając na boki ludzką ciżbę płynęła przez rynek postawna matrona o świętoszkowatej minie. Była to popularna w mieście Rajfurka, podstarzała kokota, wdowa po rajcy, którego ponoć otruła, by móc w swoim domu urządzić luksusowy zamtuz, czy raczej, jak sama mówiła z włoska – burdel. Dlatego nazywano ją Burdelmamą lub pieszczotliwie Mamuśką. Jednak to nie jej widok mnie zmroził, tylko dwóch osławionych rębaczy, którzy torowali jej drogę, samym wyglądem przerażając przechodniów: Diabeł Stadnicki i Samuel Zborowski. Zbrodniarze, ale szlachta, więc ich usługi kosztowały krocie. Teraz byłem skłonny uwierzyć, że plotki, jakoby za niedawnymi napaściami na zamtuzy Warkowskiego i Czeczotki stała Mamuśka, mogły wcale nie być plotkami. Opieka Stadnickiego i Zborowskiego słono kosztowała, za to gwarantowała Rajfurce bezkarność.
Wieści, które przyniosłem z miasta, zaniepokoiły nas z Janką jeszcze bardziej. A w następnych dniach rozpętało się pandemonium: trup na ulicach ścielił się gęsto, nasilały się kradzieże, na ulice wypełzły gromady najbardziej szkaradnych żebraków, których ktoś wypędził z ich nędznych siedzib, dochodziło do regularnych burd i podpaleń. Żacy i studenci Akademii ochoczo rzucili się powiększać zamęt i ścierać ze strażą miejską, i tak nie dającą sobie rady z rozbuchaną przestępczością. Hutman wpierw długo nie trzeźwiał, a potem nagle zniknął bez śladu. Pod nieobecność króla i starosty, z którymi wyszła z zamku większość wojska, mający szczupłe siły podstarości nie interweniował w mieście. Mieszczanie barykadowali się więc we własnych domach, ryglując drzwi i zabijając okna deskami.

Awers - karta akcji specjalnych
Tymczasem Swojak i Kubrak z Dziurą zdołali dostarczyć mi zaledwie jedno imionisko domniemanego kandydata na nowego Króla Żebraków – tajemniczego Maestra, który jakoby pochodził z Italii i ongi był podejrzany o zamordowanie Sebastiana Berecciego. Wkrótce potem „sieroty po Garbusie” zostały brutalnie zaatakowane w swojej tymczasowej głównej kwaterze – „Drewnianej Klecie”. Łunę pożogi było widać z daleka, ale zanim z drugimi zdążyłem przybiec z cebrem pełnym wody, gospoda już się dopalała. Ledwie udało się ocalić kościół świętego Idziego, na który przerzucił się ogień. Straciłem kontakt z ludźmi Garbusa, nie wiedziałem nawet, czy przeżyli napaść. Nikt nie widział podpalaczy. Próbując węszyć tu i ówdzie, omal nie zginąłem w zamachu. Szczęśliwie promień słońca odbił się od lufy zaczajonego strzelca i zdążyłem uskoczyć, a nawet postrzelić łotra, jednak udało mu się zbiec.
Nazajutrz wezwał mnie na zamek podstarości krakowski, imć Jan Staszkowski, i poprosił, bym pomógł opanować ferment w mieście. Nic nie obiecałem, ale zabrałem do domu nominację na królewskiego komisarza do specjalnych poruczeń.
– Nie ma wyjścia – odparła moja energiczna żona, wskakując obok mnie do łóżka. – Przyjmij nominację. Ty zajmiesz się zaprowadzeniem porządku w mieście, a ja ci pomogę.
– Ba, kiedy nie wiem, od czego zacząć.
– To proste: trzeba zgromadzić w jednym miejscu wszystkich, którym się marzy berło Króla Żebraków, wybadać ich zamiary, a potem je unicestwić.
– Genialne – sarknąłem. – Mam przybić obwieszczenie na rynku?
– Wszystko już sobie obmyśliłam. Tym zajmie się Francuzik – odparła z tajemniczą miną.
– Kto?
– Jeden z hersztów. Lub jedna, bo różnie powiadają: jedni, że to zniewieściały mąż, drudzy – że przebrana dziewka. Ponoć to on przebił rapierem mistrza kordu Jednouchego i samojeden rozbił grasującą za Promnikiem ordę Krzywego Ryja, gdy zbóje napadli go na gościńcu.
– Pierwsze słyszę – odparłem. – Zarówno o tym Francuziku, jak i o jego przewagach.
– Dlatego na początek trzeba to zmienić. Niechaj zaczną się z nim liczyć.
– Da się zrobić. Jak jednak zamierzasz się do niego zbliżyć, tego sobie nie imaginuję…
– Powiem ci – odparła z szelmowskim uśmiechem, ściągając nocne giezło. – Ale potem.
Zatem upłynęło kilka miłych chwil, zanim przedstawiła mi cały plan, a mnie po prostu zamurowało. Koncept był szalony i niebezpieczny, dlatego właśnie mógł się udać. Gdybym się na to zgodził.
Następnego dnia, po zakomunikowaniu rajcom o swoich uprawnieniach, wspiąłem się na wieżę ratuszową i spojrzałem na miasto z góry. Gdzieś ktoś krzyczał jakby go obdzierali ze skóry, gdzie indziej słychać było strzały. Uzbrojeni żacy maszerowali na rynek wznosząc bojowe okrzyki. Wciąż dymił na pół spalony dach kościoła świętego Idziego i zgliszcza „Drzewianej Klety”. Równocześnie trębacz na wieży Mariackiej zagrał na alarm i ujrzałem w oddali nowy pożar. Nad miastem wisiały czarne chmury, z których lunął deszcz.
Zanim zszedłem na dół, zdążyłem pomyśleć, że natura może ugasi dzisiejsze pożary i następne, ale co nas ocali przed chaosem i panoszącymi się złoczyńcami? Jeśli plan Janki nie zadziała, wtedy tylko cud zdoła uratować miasto. Jak, u licha, powinienem postąpić?
– Spoczywaj w pokoju, Garbus – mruknąłem do siebie. – I niech ci Bóg wybaczy, że dałeś się zabić.

Mariusz Wollny
“KACPER RYX I KRÓL ŻEBRAKÓW”
Trailer opowiadania

Rewers - karta inwestygacji


Kacper Ryx i Król Żebraków” to łotrzykowska, planszowa gra strategiczna oparta na motywach cyklu powieściowego autorstwa Mariusza Wollnego o XVI-wiecznym krakowskim detektywie Kacprze Ryksie. W tej pełnej (negatywnych zazwyczaj) emocji „planszówce” gracze wcielają się role hersztów gangów, którzy stają do walki o władzę nad przestępczym półświatkiem renesansowego Krakowa i tytuł mitycznego Króla Żebraków. Gracze walczą między sobą, ale mają też wspólnego wroga, który nie spocznie póki nie zakończy tej krwawej, doprowadzającej miasto do ruiny wojny. Postacią tą jest Kacper Ryx, który tropi i piętnuje przestępstwa graczy, znacząco utrudniając im ich poczynania.

W międzyczasie zmieniliśmy koncepcję layoutów i zatrudniliśmy nowego grafika. Paweł Kaczmarczyk, bo o nim mowa, świetnie sobie poradził i w dosłownie kilka dni wyczarował cudeńka, które dały oprawie graficznej nową jakość. Lepiej?

Już 2 października rusza kampania crowdfundingowa na portalu wspieram.to. Jeśli akcja się powiedzie, autor książek o Kacprze Ryksie, Mariusz Wollny obiecał odbić piłeczkę i napisać opowiadanie na kanwie tematyki gry, dostępne (w wersji pdf) dla każdego kto od określonej kwoty wesprze projekt.

Zapraszamy na stronę, na której można zapisać się na newsletter dotyczący gry www.krolzebrakow.com 0raz na jej profil FB: https://www.facebook.com/krolzebrakow.

Głównym partnerem przedsięwzięcia jest Krakowskie Biuro Festiwalowe.

okładka z logiem