Byle do pierwszego: Jak wygrać?

Dziś po raz pierwszy nasze wydawnictwo rozpoczęło przygodę z crowdfundingiem. Wybraliśmy Wspieram.to, gdyż podglądaliśmy akcje innych polskich wydawnictw. Docierały wówczas do nas słuchy o wsparciu, jakiego udzielają świeżakom takim jak my twórcy portalu. Nie pomyliliśmy się. Jak do tej pory wszystkie nasze problemy rozwiązywane były niemal od ręki, a zespół Wspieram.to podsuwał nam wiele ciekawych pomysłów na urozmaicenie akcji. Efekt naszej (współ)pracy możecie poznać na stronie akcji Byle do pierwszego. Polecamy Waszej uwadze zarówno przygotowane dla Was pakiety jak i progi, które będziemy starali się odblokować. Szerzej omówimy je za tydzień. Podzielimy się z Wami wówczas nowymi grafikami.

Dzisiaj pokrótce postaram się odpowiedzieć na pytanie dotyczące balansu w grze. Ten zaś często intrygował naszych testerów. Pytali nas, jak rozwiązaliśmy problem rachunków o różnej wysokości, które trafiają się graczom na początku pierwszego i drugiego miesiąca? Jak pamiętacie z wpisu Jak grać panie premierze? ich spłacenie jest podstawowym zadaniem graczy w Byle do pierwszego. Ponadto w zależności od liczby graczy otrzymujemy ich od 6 (3 graczy) do 4 (5 graczy). Im więcej osób zasiada do gry, tym mniej rachunków przypada na głowę, ale też oczywiście mniej gotówki. Skalowanie to pozwala na przesuwanie się znacznika po kalendarzu w tym samym tempie – zarówno grając w składzie małym jak i dużym (każdy zagrany rachunek to kilka ruch znacznika po kalendarzu).

No dobra, ale ja dostałem trzy rachunki po 400 zł a Gruby dwa za stówę i jeden za 50 zł. Przecież nie mam szans! Guzik z pętelką. Zaraz po tym, jak gracze opłacą rachunek, otrzymują kartę akcji. Te zaś podzielone są na trzy talie – słabą, średnią i silną. W zależności od wysokości rachunku dobieramy kartę z odpowiedniej talii w myśl zasady, im wyższy rachunek tym lepsza karta. Gruby co prawda zapłaci tylko 50 zł za swój rachunek, lecz zaraz może się okazać, że zostanie na niego zagrana jakaś wredna karta, np. Zalałeś mi łazienkę lub Kto panu to robił? Nie dość, że dzięki tym kartom można podreperować własny budżet, to jeszcze w dodatku uszczuplić zasoby pozostałych graczy. Ponadto zdobycie przewagi w Kiosku pozwala na dobieranie dodatkowej (choć o poziom słabszej) karty akcji. Teoretycznie spłukany gracz, ciągle może odkuć się wykorzystując po dwie karty akcji na turę.

Warto wspomnieć jeszcze o psychologii (tłumu). Byle do pierwszego to gra, w której nie ma miejsca na sentymenty. Zwycięży najbogatszy, lecz to właśnie on do ostatniego ruchu znajduje się na celowniku pozostałych graczy. Spłacanie z wielkim lamentem wysokich rachunków ma swoje dobre strony. Nikt nie chcę nas dobijać, nie stanowimy zagrożenia. Tymczasem kilka spokojnych kolejek pozwoli nam zdobyć przewagę na torze kariery (która jak pamiętacie decyduje o wysokości kolejnej wypłaty) lub w newralgicznych dla nas lokalach (tzn. tych, w których musimy spłacić najcięższe rachunki).

cwaniak1

Oczywiście w ciągu ostatnich dwóch lat przeprowadziliśmy serie testów skupionych tylko na problemie balansu. Rozegraliśmy wiele ustawionych partii, w których sami przydzielaliśmy sobie rachunki (dla kontrastu: najwyższe i najniższe). Wyniki tych eksperymentów całkowicie nas uspokoiły. Zwycięstwo jest tak samo realne zarówno z wysokimi jak i niskimi należnościami. Zresztą rzadko kiedy otrzymamy tak skrajne rachunki do spłaty.

Co więcej Byle do pierwszego to gra, w której gracze mają mieć ciężko (chociaż nie względem innych graczy). Zbliżanie się do dna w portfelu, a nawet narastające długi to u nas chleb powszedni. Wystarczy, że przytoczę wynik zdobywcy trzeciego miejsca na ostatnim przedpremierowym turnieju na Polconie. Można było być ponad dwie stówy pod kreską a wciąż nie tylko stanąć na podium, ale i liczyć się w walce o zwycięstwo do końca. Zresztą Byle do pierwszego to gra szybka i zabawna, więc ewentualny rewanż zawsze jest możliwy!

Łukasz Wrona